niedziela, 9 października 2011

Noc

Boisz się ciemności? Czyżbyś spotkał kiedyś jeden z Twoich sennych koszmarów? Za dnia banalne i głupie, w nocy wyłażą z ukrycia. Czają się w ciemnym kącie, czekają za rogiem, albo cicho skradają się tuż za plecami. Nierealne a jakże prawdziwe. Wyśnione, ale jednak żywe. Mimo że nie wierzysz w ich istnienie, czujesz ich lodowate, zgniłe oddechy na skórze. Widzisz jak się tobą bawią, jak szepczą w dawno zapomnianym języku...
Strach.


Razu pewnego trójka przyjaciół - harcerzy zapragnęła sprawdzić swoje możliwości. Byli pewni siebie, odważni i żądni przygód. Chcieli stawiać czoło oczekującym ich wyzwaniom, stanąć twarzą w twarz z Przygodą. Prawdziwe obozowe wygi, starzy wyjadacze leśnego życia. Postanowili spędzić dobę w odosobnieniu, z dala od cywilizacji, starając się zbliżyć do otaczającej ich przyrody. Opuścili obóz późnym popołudniem kierując się w stronę zapomnianych przez ludzi, za to pełnych zwierzyny dzikich ostępów. Po kilku kilometrach, kiedy teren stał się bardziej bagnisty a las gęsty i zarośnięty, rozdzielili się życząc sobie nawzajem szczęścia. Każdy z nich miał znaleźć miejsce, w którym spędzi najbliższą dobę w stworzonym przez siebie prowizorycznym obozowisku.
       Pierwszy z nich już po kilku minutach poszukiwań znalazł wymarzoną lokację. Złamane wpół drzewo opierało się czubkiem o ziemię tworząc idealną podporę dla szałasu. Wystarczyło postawić ściany z gałęzi - bułka z masłem!- i już po kilku minutach zmęczony tramp mógł oddać się w kojące objęcia Morfeusza.
       Drugi z przyjaciół po krótkich poszukiwaniach odnalazł cichą polankę pośród bagien. Nie namyślając się długo wbił w ziemię mocną, dębową gałąź i rozpostarł na niej pałatkę tworząc przytulne schronienie. Po chwili także i on smacznie pochrapywał.
       Ostatni z druhów szukał najdłużej. Kiedy w końcu natrafił na kilka martwych drzew, których poskręcane gałęzie tworzyły zamknięte sklepienie, bez namysłu rzucił plecak na ziemię i zaczął przygotowywać nocleg. Dopiero po chwili dowiedział się, dlaczego właściwie te piękne drzewa były martwe. I dlaczego martwe było wszystko w promieniu dziesięciu metrów.. Mrówki! Nie, MRÓWY. Długie na centymetr bydlaki, uzbrojone w jadowite żądła i bardzo agresywnie nastawione do wszystkiego co się (jeszcze) rusza. Nieszczęśnik odbył krótki, za to bardzo efektowny taniec, mający na celu pozbycie się owadów zwiedzających już w najlepsze wnętrze jego plecaka, skarpetek, spodni i pozostałych części garderoby, a sekundę później biegnąc na oślep zostawił tą miniaturową Dolinę Śmierci daleko za plecami. 


A noc zbliżała się wielkimi krokami, rozsiewając upiorne mgły po bagnistej okolicy..
Noc, która burzy logikę, obala rozsądek. Pozwala koszmarom opuścić ciasną celę ludzkiego umysłu i rozlać się po okolicy w poszukiwaniu słabości


W międzyczasie niedoszły obiad mrówek znalazł kolejne prawie idealne miejsce. Prawie, bo upatrzyła je już sobie pewna żmija (czy inna gadzina, któż to wie), bardzo ceniąca sobie swoją prywatność. Nieszczęśliwy  i ciągle bezdomny  harcerzyk, zaczął poważnie żałować, że nie zabrał kompasu i prawdziwej latarki zamiast tego badziewia którym mógł oświetlić co najwyżej własne buty. Powoli w jego zmęczone myśli wkradała się rozpacz i uczucie bezcelowości dalszych poszukiwań. W pewnym momencie, w akcie ostatecznej desperacji  po prostu zrzucił plecak i buty, i położył się na ziemi na niewielkim trawiastym pagórku. Zasnął niemal natychmiast.
        Zbudziło go szturchnięcie w rękę. Nie, nie szturchnięcie - bardziej przelotny dotyk. Kiedy jednak zdał sobie sprawę, że wokół niego nie ma nikogo - żadnego człowieka - zdjął go nagły strach. Wtedy z krzaków dobiegł go zduszony, jękliwy skowyt. "Lisy" - odetchnął z ulgą - "Całe szczęście że nie jakiś grubszy zwierz" Przekręcił się na drugi bok i przymknął powieki...
 
WRZASK!!!!!   
..przerażająco bliski, zwierzęcy i dziki. Tak przejmującego ryku nigdy wcześniej ani później nie słyszał. Serce waliło mu jak szalone, a w głowie jedna myśl - Uciekaj!!! "Nie, stój! Usłyszy cię i już po tobie!" Wyszarpnął z kieszeni nóż - harcerską finkę, dobrą do obierania jabłek, nie do obrony przed zwierzętami. "Właściwie co to mogło być? Ranny, zdziczały jeleń? Chory wilk? Wściekły pies?" Wtem do ryku przyłączył się drugi głos, łudząco podobny do ludzkiego i pełen bólu. Na dodatek, jak zdał sobie sprawę, obydwa dobiegały z kierunku w którym obozowali dwaj pozostali przyjaciele...
 W tym momencie ugięły się pod nim kolana. Czuł, jak krew odpływa mu z twarzy a włosy na głowie stają dęba i siwieją. "Boże, tylko nie to... tylko nie oni..." 
Nagle coś przegalopowało przez pobliskie krzaki i oddaliło się w stronę bagien. Potem była tylko cisza.

Dobrze pamiętam tą chwilę. To uczucie pustki, bólu i strachu. Takich wspomnień nie da się usunąć z pamięci. Pamiętam wszystkie swoje myśli i rozpaczliwe modlitwy. Pamiętam  nocne ptaki, piski nietoperzy i ciemne masywy drzew odcinające się od szarego na wschodzie nieba.  Pamiętam Wenus - gwiazdę poranną - zwiastującą nadejście świtu i liście muskane pierwszym tchnieniem wiatru. Czas się zatrzymał, skupił na tej jednej, strasznej chwili. 
Pamiętam też tą przedziwną siłę, która w magiczny sposób obudziła się wtedy we mnie, wlała życie w sparaliżowane ciało i  kazała wyjść na spotkanie losowi, choćby tragicznemu. 

Z duszą na ramieniu, krok za krokiem, po omacku, aby nie zdradzić się światłem latarki, harcerz ruszył w poszukiwaniu swoich towarzyszy. Przedarł się przez pas krzaków i wyszedł na polankę, gdzie obozował jeden z nich. Po raz drugi tej nocy poczuł potworny zawrót głowy, kiedy przy przeciwległej ścianie drzew ujrzał leżący na ziemi podłużny kształt. Pędem rzucił się w jego kierunku, kiedy nagle...
...kiedy nagle śpiący pod pałatką Jędrek otworzył zdziwione oczy i zapytał: "A ty co tutaj robisz?"

 No tak, wiem. Należą się wyjaśnienia. Otóż Jędrkowi nic się nie stało, podobnie jak trzeciemu z nas, który całą historię po prostu przespał. Okazuje się, że za zakłócenie naszego snu odpowiadały dziki. A dokładnie Pan Dzik i Pani Dzikowa, starające się właśnie o Małego Warchlaczka. Przekonał się o tym Jędrek, który  niemal został przez nie stratowany. Ale nie dlatego, że wkroczył na ich terytorium, lub ponieważ podglądał (mimo woli) ich zaloty. Nie, one były tak sobą zajęte, że po prostu go nie zauważyły. Wyobraź sobie tą sytuację - dwa mizdrzące się trzystukilowe worki dziczyzny biegające w ciemnościach tam i z powrotem po polanie, na której właśnie leżysz i nie możesz nawet drgnąć, bo nie chcesz tychże worków baaaaardzo zdenerwować.
Koniec końców - właściwie dlaczego przytaczam tu tą opowieść? Bez sensu, co? Otóż wcale nie - będzie z tej historii morał:
          Myślisz, że się czegoś boisz? Błąd! Boisz się samego strachu. To on podsuwa najczarniejsze scenariusze zdarzeń, to on plącze język i zasnuwa myśli czarnym całunem. Strach jest jak przewlekła choroba. I tak jak z chorobą, ze strachem można walczyć, lub poddać mu się i zostać przez niego zniewolonym. I nie ma innego lekarstwa niż chęci i wola walki.
No i tyle. Było długo. Jeśli ktoś wytrwał do końca - jego chwała i moje gratulacje. Szczerze podziwiam, bo sam pewnie nie dałbym rady przez to wszystko przebrnąć ;)

 

2 komentarze:

  1. A ja to się tylko szczerze zastanawiam czemu trafiam na porzucone blogi, szczególnie, że akurat ten wyglądał obiecująco. Autorze - obudź się proszę!

    OdpowiedzUsuń
  2. Już wstaję! Troszkę mi się drzemka przedłużyła.. Pora przetrzeć oczy i brać się do pracy!

    OdpowiedzUsuń